Olsztyn rezygnuje ze spalarni

Prezydent Olsztyna, Piotr Grzymowicz, podjął decyzję o odstąpieniu od budowy spalarni w tym mieście. Jest to pierwsza spalarnia z listy indykatywnej Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, o której wiadomo już na pewno, że nie powstanie.

Na liście tej znalazło się 12 projektów spalarniowych z: Łodzi, Krakowa, Warszawy, Białegostoku, Gdańska, Poznania, Szczecina, Bydgoszczy, Koszalina, 2 ze Śląska i właśnie z Olsztyna. Nie powstaną raczej także instalacje na Śląsku z uwagi na zerowe zaawansowanie przygotowań, a w czerwcu upływa termin złożenia wniosków (do tego czasu muszą być gotowe m.in. studia wykonalności i decyzje środowiskowe).

Wrocław od początku nie chciał

W przedbiegach, na etapie układania listy indykatywnej, odpadł też Wrocław, który sam w ogóle nie chciał żadnej spalarni, mimo, że była mu intensywnie wciskana. Autor niniejszej notatki był świadkiem półgodzinnej tyrady ówczesnego wiceministra Rozwoju Regionalnego, Janusza Mikuły (autora pomysłu wprowadzenia projektów spalarniowych na listę) na wyjazdowym posiedzeniu we Wrocławiu Komitetu Monitorującego Sektorowy Program Operacyjnego Transport (w ogóle nie związanego merytorycznie z gospodarką odpadami!) na temat zalet spalarni i rzekomej szkodliwości działań różnych organizacji ekologicznych.

Jednak mimo nacisków prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz, nie był zainteresowany wywaleniem kilkuset milionów na spalarnię odpadów, których problem można rozwiązać dużo taniej. W mieście tym własny zakład segregacji odpadów wybudowała prywatna firma Alba (kosztem jedynie 20 mln zł). Przerabia on ok. 200 tys. t odpadów rocznie - czyli wszystkie, które produkuje miasto.

Dlatego w kolejnej wersji Listy indykatywnej miejsce Wrocławia zajął projekt z Koszalina. Koszalin wprawdzie nie spełnia kryteriów programu, bo nie jest aglomeracją o liczbie mieszkańców powyżej 300 tys. (w ogóle nie jest aglomeracją), ale ma inny atut. Obecny wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski był poprzednio wiceprezydentem tego miasta.

Policzyli i pomyśleli...

Dlaczego Olsztyn zrezygnował ze spalarni?

Decyzję podjęto po głębszej analizie, przedstawiając 3 argumenty:

1. Gminy, które uczestniczą w projekcie (37 gmin) musiałyby ponieść koszty współfinansowania projektu, z którego korzystałby cały region.

2. Obecne prawo, według którego właścicielem odpadów nie są samorządy, które mogą same decydować co się z nimi stanie, tylko mieszkańcy, którzy zawierają umowy z firmami, a te mogą nie chcieć dostarczać odpadów do spalarni, tylko tam, gdzie akurat będzie taniej – powoduje, że nie ma gwarancji zasilania spalarni wystarczającą ilością odpadów do zapewnienia jej opłacalności.

3. Spalarnia ma dawać jedynie 18 MW energii cieplnej, podczas gdy miasto zużywa 100 MW, dostarczanych obecnie przez zakład Michelin. Projekt nie spowodowałby uniezależnienia się od spółki.

Warto podkreślić, że pierwsze 2 powody wynikają po prostu z wysokiego kosztu technologii spalarniowych w porównaniu do innych metod gospodarki odpadami, a także wysokiego progu wielkości takiej instalacji, aby miała ona uzasadnienie ekonomiczne. Tak naprawdę ten próg wynosi ok. 200 tys. t odpadów rocznie. Oznacza to, że przy uwzględnieniu wszystkich wymogów unijnych, które nakazują dużą część wytwarzanych odpadów przetwarzać, a nie spalać, większość polskich aglomeracji nie produkuje takiej ilości odpadów, aby było ekonomicznie uzasadnione budowanie spalarni. A już na pewno nie w tak małych aglomeracjach, jak olsztyńska.

Dlatego też we wszystkich dokumentach dotyczących projektów spalarniowych wielkości prognozowanej produkcji odpadów są zawyżane.

...oszczędzą ponad połowę pieniędzy

Olsztyn nie rezygnuje z realizacji samego projektu (pod pojemną nazwą System zagospodarowania odpadów komunalnych w Olsztynie) tylko zmienia technologie na tańsze i bardziej ekologiczne.

Zamiast spalarni, w tej samej lokalizacji – na przemysłowym Tracku, zostanie wybudowany zakład mechaniczno-biologicznej stabilizacji. Będzie on produkował paliwo zastępcze (tzw. RDF) do spalania w istniejących instalacjach np. w cementowniach. Zaletą tej technologii jest dużo niższy koszt, oraz to, że spalaniu poddaje się dużo bardziej kaloryczny od surowych śmieci produkt. Jest to możliwe dzięki obróbce śmieci w zakładzie, podczas której są one najpierw suszone (surowe śmieci zawierają ok. 30% wody, co samo w sobie poddaje w wątpliwość zasadność ich spalania), a następnie wysortowuje się z nich metale żelazne i kolorowe, szkło oraz odpady mineralne. Dzięki temu spalane jest tylko to, co powinno być spalane - głównie biomasa i plastiki, i może być spalane w istniejących instalacjach bez potrzeby budowy kosztownych filtrów (brak zawartości metali ciężkich).

Dzięki zamianie spalarni na MBS koszt projektu spadł z 520 do 200 mln zł. Być może dzięki niższemu kosztowi będzie można zwiększyć poziom dofinansowania unijnego, a więc udział poszczególnych gmin może spaść jeszcze bardziej.

Więcej o MBS

Więcej o systemach mechaniczno-biologicznych można dowiedzieć się z następujących filmików:

www.youtube.com/watch?v=gPlBjVQJ5K8

www.youtube.com/watch?v=LCf3Y5q_BUo

www.youtube.com/watch?v=cpKWDjS4sJY