Podczas niedawnej wizyty w Barcelonie nie mogłem nie zauważyć kilku rzeczy, które czynią miasto bardziej przyjaznym dla jego mieszkańców i turystów. Niektóre z nich aż waliły po oczach kogoś, kto przyzwyczaił się do warszawskiej rzeczywistości.

Szerokość

Pierwsza rzecz, która wyróżnia Barcelonę to fakt, że miasto jest przede wszystkim przystosowane dla pieszych i rowerzystów. Poza kilkoma głównymi arteriami, "szeroka ulica" to taka, która oprócz chodników po obu stronach, ma deptak między jezdniami, a jezdnie mają po jednym pasie plus pas postojowy. W Warszawie taka ulica miałaby 3-4 przewymiarowane pasy w każdą stronę, z miejscami postojowymi na chodnikach. (Nota bene - nie widziałem nigdzie na zachód od Polski, aby samochód stał na chodniku. Krawężnik jest granicą między strefą dla pieszych a strefą dla zmotoryzowanych.)

Przy przystankach autobusowych ulica jest zwężana antyzatokami [zobacz >>>]. Co ciekawe, peron przystankowy wystarczy położyć na pasie jezdni, ulica nie wymaga gruntownej przebudowy.

Prędkość

Każda mniejsza uliczka, jak też wiele większych, to część strefy 30 km/h, o czym przypominają znaki poziome nie tylko na skrzyżowaniach, ale również przed gęsto ułożonymi progami i przejściami dla pieszych. Próg przed przejściem to prawie norma, ale to jakoś nie przeszkadza autobusom niskopodłogowym.

Parkowanie

Parkowanie przy ulicach odbywa się tylko równolegle do krawężnika (jedyny wyjątek to parkowanie prostopadle do krawężnika charakterystycznych, ściętych narożników skrzyżowań). Pas postojowy czasem znajduje się między jezdnią a ścieżką rowerową, dzięki czemu parkujący kierowca nie przecina drogi dla rowerów.

Z uwagi na dużą liczbę skuterów, przygotowano dla nich specjalne miejsca na pasie postojowym. Za parkowanie na chodniku skuter albo dostaje mandat, albo jest odholowywany przez lawetę z dźwigiem.

Rowery

Ciepły, słoneczny klimat sprzyja całorocznej jeździe na rowerze, więc pomyślano o stojakach dla nich, np. na pasie postojowym przy przejściu dla pieszych. Amatorzy wyrwikółek nie będą zachwyceni Barceloną.

Skoro mowa o rowerach, nie sposób nie wspomnieć o systemie miejskiego roweru.

Przy każdym z ok. 100 punktów są mapki, na których zaznaczono wszystkie punkty roweru miejskiego w mieście oraz kilka z najbliższej okolicy. Aby pożyczyć rower, wystarczy zbliżyć swoją kartę i odebrać rower wskazany przez automat. Podobnie go zwracamy: zbliżamy kartę i odstawiamy na wskazane stanowisko. Stanowiska przesyłają do centrali informację o pustych lub pełnych punktach i rowery są przewożone w brakujące miejsca na lawetach. Rowery są złożone z nietypowych części (np. przednie koło mniejsze od tylnego) i są bardzo charakterystyczne, więc nie są łakomym kąskiem dla złodziei. Nie widziałem ani jednego zniszczonego czy porzuconego miejskiego roweru. System cieszy się bardzo dużą popularnością, sądząc po ilości mieszkańców na tych rowerach.

Wyjście z którejś z wielu linii metra lub kolejki podmiejskiej: po lewej miejskie rowery, po prawej stojaki na rowery prywatne.

Po prawej stronie zdjęcia pas dla rowerów, po lewej prawie pusty punkt z miejskimi rowerami. Takie umiejscowienie stojaka gwarantuje, że żaden samochód nie zaparkuje nieprzepisowo i niebezpiecznie blisko przejścia dla pieszych. Co dziwne, katalońskim kierowcom nie przyszło jeszcze do głowy, że garb można częściowo ominąć zjeżdżając na pas rowerowy.

Czystość

Nad czystością w mieście czuwa armia sprzątaczy w małych, elektrycznych wozach. W przeciwieństwie do Warszawy, tu samochód nie musi podjechać pod sam kosz, aby go opróżnić, ani nie trzeba przy tym zużywać tysięcy plastikowych worków. Wystarczy, że kierowca przejdzie się kilkadziesiąt metrów, zawartość pojemnika przesypie do plastikowego koszyka i wróci do samochodu. Sprzątanie ulic jest dopełnieniem systemu zbierania odpadów: pojemniki do selektywnej zbiórki (papier, szkło, plastiki, metale, a także - uwaga - kartony po napojach i odpady biologiczne) stoją na każdej ulicy. Nie tylko w Barcelonie, ale nawet w małych miasteczkach wysoko w górach. Dzięki miejskiemu systemowi zbierania odpadów, na każdą ulicę wjeżdża najwyżej jedna śmieciarka dziennie.

Ale są dziedziny, w których Barcelona wypada gorzej niż Warszawa. Zarówno taksówkarze, jak i kierowcy skuterów, mają jeszcze mniejszy szacunek dla przepisów, za to większe zamiłowanie do używania klaksonów. Podobno plagą są wypadki z udziałem skuterów - nie dziwne, biorąc pod uwagę ich ilość i styl jazdy. Piesi chodzą gdzie chcą i jak chcą, nie przejmując się np. czerwonym światłem, ale kierowcy zawsze ustępują im pierwszeństwa. A co do czerwonych świateł, to nigdzie nie widziałem sygnalizacji z detekcją. Ani razu nie musiałem nacisnąć guzika, aby przejść przez jezdnię. Czekać na długim czerwonym przy pustej ulicy owszem, ale żadnych guzików. Zauważyłem też, że Barcelona zmienia oznaczenie poziome przejścia dla pieszych z "zebry" na odpowiednik polskiego "przejazdu dla rowerów": przejście nie ma pasów, a jedynie ograniczenie przerywaną linią z obu stron. Często obok znajduje się podobnie oznaczony, lecz węższy, przejazd dla rowerów, ale zarówno piesi jak i rowerzyści korzystają z obu.